Jeszcze czterdzieści lat wstecz tematem z książek science fiction było wszystko, co wiązało się z komputerami. Maszyny te miały wielkość pokoju i nie było mowy, aby je wykorzystać w szkole. W książkach komputery w roku 2150 nie były tak funkcjonalne, jak obecne pecety. Służyły przeważnie na statkach, do podróży międzygwiezdnych. Mówiły mechanicznym głosem i potrafiły być złośliwe, próbując zawładnąć statkami, zniewalając załogę. Czasem nawet porywały się na całą ludzkość.
Teraz, parafrazując słowa mistrza, komputer trafił pod strzechy. Stał się codziennością naszego życia. Można zabrać go nie tylko w podróż, tę daleką, ale choćby do szkoły. Nauka stała się o wiele łatwiejsza. Wszystkie, potrzebne informacje można uzyskać przez małe okienko. Nie trzeba organizować wypraw do biblioteki, wysiadywać w czytelni z księgą, której nie można zabrać do domu. Wujek Google znajdzie wszystko.
Pisarze ciągle mają pole do popisu. Mogą wymyślić coś nowego. Jaka ta szkoła z przyszłości będzie? Czy nadal będzie wyglądać jak przysadziste, nadęte gmaszysko? Nadal będą odbywać się lekcje? Uczniowie będą nosić tornistry, zeszyty i spotykać się będą w klasach? Technologie informatyczne rozwijają się w takim tempie, że w najbliższym czasie można się spodziewać sporego przełomu.
Adepci wybranej dziedziny, wiedzę będą syntetyzować ze związków chemicznych, albo jeszcze lepiej i efektywniej, nauczyciel-moderator będzie wpływał na myśli swoich podopiecznych. Kierował je będzie w rejony siec gdzie informacja sama będzie utrwalać się w młodych umysłach jako neurościeżki. Bez konkurencji między neuronami, jako jednorazowy proces zapisu.